Śladami pisarki Elizabeth von Arnim – cz. 2

Śladami pisarki Elizabeth von Arnim – cz. 2

„Prawie spodziewam się usłyszeć angielski dzwon kościelny"

Jest niedziela 1897 roku. „Ogród jest taki cichy; siedzę w chłodnym zakątku i obserwuję, jak cienie na trawie powoli się wydłużają". Przez moment wydaje się, że jest w innym miejscu, że za chwilę usłyszy angielski dzwon kościelny zwołujący ludzi na południowe nabożeństwo. Ale kościół w Buku oddalonym o trzy mile nie ma dzwonu. Raz na dwa tygodnie o 11 godz. rozpoczynają się tam poranne modlitwy.

„Siadamy w emporze, czyli prywatnej loży z pomieszczeniem z tyłu, do którego wycofujemy się niepostrzeżenie gdy kazanie jest za długie, albo ciało za słabe (…)

 

Pastor na mrocznej ambonie obramowanej drewnianymi zakurzonymi aniołami wzbudzał swoim wyglądem grozę".

To wszystko dzisiaj jeszcze jest w tym pięknym 13-wiecznym kościółku, cudownie ocalałe do naszych czasów. Jest barokowa ambona  obramowana spiralnie kręconymi kolumnami, z aniołami na górze. Z  jej centralnej części, skąd pastor przemawiał do wiernych, spogląda dzisiaj na nas św. Antoni. Jest oryginalna empora na którą wiodą schody i pomieszczenie, gdzie Arnimowie, często z gośćmi, chowali się „niepostrzeżenie". Stał tam piec, z którego pozostał ozdobny kafel służący dzisiaj za postument dla figury Chrystusa.

Empora  jest blisko ołtarza, tak że siedząca w niej  żona hrabiego miała na

wysokości swe twarzy twarz pastora Jacobsa, który  jak prawdziwy Prusak, nie znosił Anglików. A  ona była jedyną Angielką w okolicy. Pastor często wygłaszał kazania o złych ludziach, czyli rodakach pani von Arnim, którzy wywoływali w Afryce wojny o kolonie, wojny burskie. Kazania na ten temat nie ustały nawet po zakończeniu drugiej wojny burskiej. Elizabeth mogła tylko przez lorgnon wysyłać pastorowi wściekłe spojrzenia, na które on, patrząc jej prosto w oczy, nie reagował. O pastorze wspomina w swoich książkach i pamiętniku.

„Ten kawałek świata leży tak daleko"

Jest wietrzny chłodny dzień lipcowy 1898 roku. Hrabina  postanawia odwiedzić swoich „ przyjaciół- robotników rolnych". Wieś opisuje tak: „Składa się z jednej ulicy, wzdłuż której ciągną się zabudowania odgradzające podwórza. W parterowych  chałupach mieszkają cztery rodziny; dwie z przodu z widokiem na  mur dzielący podwórza , a dwie z tyłu, gdzie nic  nie  daje powodów do irytacji, poza ich własnymi  chlewniami. Każda rodzina ma jeden pokój, także rodzaj spiżarni i  dzieli kuchnię z rodziną mieszkającą po drugiej stronie wejścia. Ale gospodynie  wolą gotować na kuchenkach  w swoich  pokojach, żeby  nie narażać zawartości swoich garnków na  kąśliwe uwagi sąsiadki(…) W tej lepszej, przedniej, części każda rodzina ma mały, wydzielony ogród, gdzie drób  spokojnie  sobie paraduje, i  rozmyśla ( doprawdy, jak ja w moim ogrodzie) pod  fasolą, malwy  wychylają się znad wyschniętego prania, a  wykradzione  z naszego lasu drzewo czeka  poukładane na zimę".

Hrabina  puka do pierwszych drzwi, nie po to, żeby upomnieć się o kradzione drzewo, ona chce spytać, jak się czują ludzie, za których czuje się odpowiedzialna. Poinstruowana wcześniej przez żonę zarządcy, pyta  gospodynię,  co gotuje dla rodziny, następnie podnosi  pokrywkę garnka  i pociąga nosem, żeby zachwycić się zaraz zapachami. Tak się należy zachować, dla wiejskich kobiet nie ma lepszego komplementu nad zachwyt nad garnkiem.

„Matka  ma  głęboko  pooraną mądrą twarz, a wszystko  u niej  jest czyste i przyjemne. Podłoga  posypana świeżym piaskiem, filiżanki, podstawki i łyżki  błyszczą jasno i  szykownie za  szklaną szybą kuchennej szafy, a oba łóżka - jedno  jej i jej męża, drugie  jej trzech córek -  składały się  z prawdziwej góry poduszek, jakiej ja nigdy jeszcze gdzie indziej nie widziałam.  Rozmiar  wypchanych pierzyn, tak mi  żona zarządcy powiedziała, jest najważniejszy. Kobieta, która  może zapełnić łóżko poduszkami aż po sufit, uchodzi w towarzystwie za ważną osobę. Płaskie łóżko to wstyd przed ludźmi.". Hrabina przez jakiś czas rozmawia z gospodynią o jej  rodzinie, wiosce i dziwiąc się że ta nie prosi ją, by usiadła „co uznałam za impertynencję"…., zanotowała później.  Potem puka do następnych drzwi.

W dzisiejszych Rzędzinach  stoją jeszcze domy z XIX wieku, pamiętające  angielską żonę hrabiego. W niejednym widać jeszcze wyraźnie, którą  część zajmowali gospodarze, a  w której  trzymali zwierzęta. Za trzema dawnymi czworakami, stoi dawna szkoła.

„Przyjechałam tutaj, by otworzyć wiejską szkołę"

W ten sam lipcowy wietrzny dzień  żona dziedzica postanawia  również zajrzeć do szkoły. Trwają tam jeszcze  popołudniowe lekcje prowadzone przez nauczyciela i jego pomocnika, butnego młodzieńca w okularach, jak go opisze w swojej drugiej książce. Już na schodach słyszy jak uczniowie czytają na zmianę na głos i złośliwe komentarze nauczycielskiego pomocnika. Żal jej  się robi dzieci, które  o tej porze na pewno już nie miały żadnej ochoty na naukę. Wszystkie siedziały w jednej izbie; po jednej stronie  te w wieku od dziesięciu do czternastu lat, po drugiej   sześcio - i dziesięciolatki.

 

„Wszystkie dzieci wstały, gdy weszłam, a nauczyciel  natychmiast przestał ostrzyć swój niewielki rozum na ich zobojętniałym otępieniu"(…) Kłaniając się wielokrotnie przyniósł mi krzesło. Usiadłam i powiedziałam, żeby dalej prowadził lekcję, bo ja wstąpiłam tutaj tylko na moment. Potem zaczęło się znowu czytanie, któremu  już  nie towarzyszyły szydercze uwagi.

Dawna  szkoła wiejska  jest pierwszym budynkiem  stojącym po lewej stronie,  tuż za  skrętem z drogi  prowadzącej z Łęgów.  Widać  po nim upływ niszczącego czasu.  Na dachu pod oknami jeszcze ślad ryglowej zabudowy, klatka schodowa pochodzi  z  lat  20. XX wieku. Dzisiaj jest to budynek mieszkalny.

 

Idźmy dalej. Gdzieś za dzisiejszą szkołą był dworzec kolejki wąskotorowej. Na zdjęciu z  początków XX wieku roku widać niedużą budkę z falistej blachy, na niej napis „Nassenh.- Ziegelei", chociaż nigdzie nie było cegielni. Pociągi tędy przejeżdżające miały wagony towarowe i osobowe. Do stacyjki sięgały obory folwarku Arnimów, często tarzały się tam w błocie wolno puszczone prosiaki, na co sarkał między innymi młody nauczyciel dzieci hrabiowskich, przyszły znany pisarz

M. Forster. Bywało, że podjeżdżała tu powozem sama  pani von Arnim po kolejnego nauczyciela czy guwernantkę, by osobiście aleją  parkową  przywieźć gościa do domu.  Takie  też miewała hrabina kaprysy.

Był jeszcze las  Arnimów, przez który pani z Rzędzin jeździła z dziećmi i gośćmi  nad oddalony o 15 mil „ Bałtyk", czyli  Zalew Szczeciński, gdzie wysokie klify rozciągają się między Brzózkami a Trzebieżą. Tam było jej ulubione miejsce piknikowe.  Las też był jej schronieniem przed światem. Na początku, gdy dzieci były jeszcze małe, trudno było o towarzystwo w samotnych spacerach. „A ponieważ byłam młoda, potrzebowałam strasznie długiego czasu, żeby się zestarzeć, więc  nie mógł to być  żaden młody mężczyzna, jak może życzyłaby sobie(…) nie  mógł to być nikt, kto  nie stałby ponad  oszczerstwami. A nic wyżej nie stoi ponad oszczerstwami, niż psy", wspominała po latach.  Odwiedzała pisarka także Węgornik, gdzie były wędzarnie, jeździła nad jezioro Świdwie, które należały do majątku jej męża, także na Głębokie.

 

„Moja mała Lieb, czy nie  marzyłabyś o spędzeniu jednego tygodnia w Nassenheide, mogłybyśmy razem poszukać miejsc, gdzie byliśmy tacy szczęśliwi -  kępy drzew i jezioro Głębokie (Glambeck) i Łęgi (Laak) i gonitwy…. Jeśli mi ktoś podaruje milion to  zbuduję w Anglii dom na wzór tego z  Nassenheide", pisała ze Szwajcarii  w latach 20. ub. wieku do jednej z córek. I przyjechały.

Był 2 wrzesień 1925 roku. Wczesnym rankiem  wyjeżdżają  pociągiem z Berlina,

o dziesiątej są w Szczecinie, tu wynajmują pojazd i jadą do Rzędzin… „Wysiadamy na brukowanej drodze i wysyłamy kierowcę do Buku, żeby tam na nas czekano. Słonecznie i wietrznie. Najpierw  spacer przez lasek …gwałtowny deszcz"….- opisywała swój ostatni pobyt.  A na  miejscu wszystko było zaryglowane, zarośnięte. Zdziczały park wyglądał tak, jak w 1896 roku, gdy zobaczyła go pierwszy raz.

Co jeszcze  w Rzędzinach pamięta hrabinę, której książki na nowo są wznawiane w świecie? Na terenie dawnego folwarku pozostał dawny dom rządcy, który jest  dzisiaj w części budynkiem mieszkalnym, w części Filią Gminnego Ośrodka Kultury w Dobrej. Po jego drugiej stronie jest popadająca w ruinę dawna stajnia obok której biegnie dawna aleja kasztanowa, którą od północy wjeżdżało się do dworu. Są  ruiny starej gorzelni, którą zbudował Henning von Arnim i dwie dawne obory.

No i pozostał park wabiący swoją urodą. Można spacerować alejami  odsłoniętymi po pracach porządkowych, jakie  wykonał  w 2003 roku obecny właściciel. Inwentaryzacji całego parku, z dokładnym opisem drzew, krzewów, układu dróg dokonała znana projektantka krajobrazu Małgorzata Haas-Nogal.   Ostatnio udrożnionym i oczyszczonym  rowem po  wschodniej stronie parku znowu popłynęła woda.

I nad tym strumieniem również  unosi się duch Elizabeth. I nad kilkoma schodkami, które zastąpiły tamte drewniane. Na nich siadywała pisarka, po nich zbiegała do swego ziemskiego raju.  Może pojawią się tam kiedyś róże….

 

Elżbieta Bruska

Berenika Lemańczyk

( cytaty pochodzą z książek „ Elizabeth von Arnim)

(prawa autorskie zastrzeżone)

 

 

Przetłumacz / translate
Loading...

Na skróty

Polecamy

Gminy partnerskie

Projekt POIS.02.03.00-0307/17
Poprawa gospodarki wodno-ściekowej w gminie Dobra
W związku z realizacją wymogów Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych „RODO”), informujemy o zasadach przetwarzania Pani/Pana danych osobowych oraz o przysługujących Pani/Panu prawach z tym związanych. Poniższe zasady stosuje się począwszy od 25 maja 2018 roku. Więcej